Nie będę mówił o rzeczach oczywistych, o fenomenalnych zasługach Jerzego Giedroycia dla kultury polskiej, bo to nie wymaga już prawie komentarza. Nie będę też mówił o Jego fenomenalnej pracowitości, o której mniej się pamięta, a przecież był to człowiek, który pracował bez chwili przerwy. Powiem o tym, co wydaje mi się szczególnie ważne: razem z Witoldem Gombrowiczem Giedroyc przyczynił się do nowej definicji polskości.
To, co Gombrowicz osiągał przez polemikę, przez satyrę i drwinę, Giedroyc uzyskiwał przez reżyserię polityczną, przez wprowadzenie nurtu trzeźwego, antylondyńskiego, przez sprzeciw wobec naturalnego polskiego kombatanctwa, przez krytykę zrozumiałych nawet pretensji politycznych i terytorialnych.
Korespondencję Giedroycia z Gombrowiczem czyta się jak listy dwóch architektów polskości. Ale to, co u Gombrowicza było swadą i grymasem, u Giedroycia pozostawało genialną reżyserią. Był wielkim reżyserem i chociaż nie wszystkie Jego wskazania były wcielane w życie, to w tej roli spełniał się najdoskonalej.
Był politykiem gabinetowym, który odniósł ogromny sukces. Jako człowiek był nieśmiały, nieprzystępny, małomówny, pamiętający, ale nie pamiętliwy, wydający polecenia, znający setki nazwisk polskich, ukraińskich, litewskich, białoruskich. Był elegancki elegancją prawie XIX-wieczną. Miał swój Hotel Lambert, ale Hotel Lambert, który wygrał.
16 września
„Gazeta Wyborcza” nr 217, 16 września 2000.